Strona Główna Blog Co usłyszałem w słuchawce łącząc się w Katowicach z numerem 999999999?

Co usłyszałem w słuchawce łącząc się w Katowicach z numerem 999999999?

by Marcel Kaluszkiewicz
0 komentarz

Czasem dobrze jest spontanicznie podjąć decyzję o szybkim pakowaniu by ruszyć na trip do innej miejscowości i odpocząć od eventów w swoim mieście. Na przykład odpocząć od zgiełku i nasyconego wydarzeniami weekendu w stolicy, doświadczyć odmiennej jakości i ostatecznie wylądować na afterze w zupełnie innym klimacie niż u siebie na dzielni.

W miniony weekend padło na Śląsk i zaprzyjaźniony z naszą redakcją klub P23, osadzony w industrialnej przestrzeni po starej fabryce porcelany w Katowicach. Miałem nosa, że wybrana przeze mnie piątkowa impreza z 11 września 2020 r., będzie w jakiś sposób wyjątkowa. I to nie tylko ze względu na zapowiedziany line-up. Zdradzę teraz dlaczego, skupiając się nie tyle na tym co było tam zagrane, co na tym jak w mojej ocenie reagowała na zaproponowaną muzykę zgromadzona na mainie publika.


PAWEL @P23 (fot: Marcel Kaluszkiewicz)

10.30 pm

Cały running order został podzielony na trzy długie sety. Support przed headlinerem przypadł w udziale po raz pierwszy zaproszonego na scenę ‚porcelany’ młodemu geniuszowi od krążków 12”, coraz bardziej rozpoznawalnemu przez polskich miłośników techno. PAWEL – 25 letni dj ze stolicy, dopiero od  nieco ponad roku obecny za dj-kami polskich klubów to ewidentnie człowiek zasługujący na pierwsze miejsce w kategorii: najbardziej spektakularny debiut dj-ski roku. Od samego początku zdeterminowany na grę tylko i wyłącznie z winyli. Zafascynowany Berlinem wyznaczającym najwyższy poziom i szorstkością muzyki techno granej za naszą zachodnią granicą. Jakiś czas temu mieszkał tam i chłonął tamtejszą subkulturę, dojrzewając do niezwykle świadomej selekcji granej przez siebie muzyki. Po powrocie do Polski, ciągle dążący do ulepszania swoich umiejętności technicznych.

Znam Pawła od samego początku twórczości obserwując jego postępy. Widzę, że od debiutu z pierwszym nagranym na SoundClouda seta ma sprecyzowaną drogę, której uparcie się trzyma. Na ostatnim evencie w P23 kolejny raz okazało się, że całkowicie nieświadoma czego się spodziewać, ‚rozdziewiczana’ prze niego publika, od pierwszego traczka i pierwszego przejścia fundowanego z gramofonów, bez wątpienia zakochuje się w jego stylu. Młody i przystojny oraz zawsze dobrze ubrany „Baby Face Dj” rodem z Berlina,  bardzo często, nieświadomie rozkochuje jakąś bliżej niezliczoną część słuchaczy również w samym sobie. Zdecydowanie głównym tego zjawiska powodem jest jego skromna, przeważnie szczerze uśmiechnięta osoba i całkowicie szczera naturalność.

W mojej ocenie zasługuje na to z całą pewnością. Z dumą rejestrowałem jak uczestnicy imprezy, przy kolejnych przejściach zręcznie serwowanych pomiędzy utworami, jednym głosem zaczynali wiwatować, klaskać i podnosić ręce do góry w uznaniu za to co słychać w potężnym sound-systemie. Szczególnie gdy w trzygodzinnym secie Pawła zaczynał wyłaniać się któryś z ich ulubionych kawałków. Tańcząc w pierwszym linie, odwracałem się na moment za plecy by z dumą, sprawdzać niesamowite uśmiechy na twarzach ludzi bawiących się na sali. W pamięci niezliczonych, przeżytych imprez i festiwali, na darmo szukałem tak intensywnych reakcji na bardziej i mniej znanych artystów. W przypadku Pawła to już standardowe zachowania nowo podbijanego audytorium. Doceniają go kolejni przedstawiciele branży klubowej i organizatorzy festiwali, a także najbardziej rozpoznawalne kolektywy dj-skie. Polecając wszystkim jak najszybciej zaliczyć jego występ na żywo gwarantuje, że usłyszycie o nim jeszcze nie raz.


999999999 @P23 (fot: Marcel Kaluszkiewicz)

1.30 am

Właśnie takie dobre i rozgrzewające całą publiczność sety powinny za każdym razem poprzedzać występy głównych grających, nierzadko gwiazd zza granicy. Włoskie techno duo 999999999 nie mogło wyobrazić sobie lepszego supportu. Techno-maniacy zebrani w murach P23 byli już idealnie rozgrzani i przygotowani na to co określone już dawno zostało jako techno z kosmosu [przyp. red. techno from outer space]. Chłopaki z Mediolanu występowali już w tym miejscu podczas pierwszej edycji Upper Festival w 2018 roku. Byli wtedy na półmetku swojej połączonej twórczości. Na swoją rozpoznawalność pracowali ciężkie cztery lata, wpływając znacząco na prestiż najważniejszych klubów i festiwali na kontynencie. Obecnie budzą ogromne zainteresowanie również poza Europą. Na scenie techno są już jednym z najbardziej pożądanych live actów, i to niewątpliwie wpłynęło na ilość gości od godziny 1.30 obecnych już w klubie. Tym razem zdecydowano o secie dj-skim, który zaczął się mocno. Przejście na wyższe BPM po tempie poprzedzającego actu przeprowadzone zostało po mistrzowsku, ponieważ z uwagą został wysłuchany i przeanalizowany przez duet, który jak wiem dyskretnie wyraził uznanie dla Pawla.

Kolejno mijające kwadranse serwowanej muzyki potwierdzały tylko, że po śródziemnomorskim składzie również za deckami można spodziewać się spontaniczności, którą tak często wykorzystują w studio nagraniowym. Są trudni do podrobienia, bo kluczowe dla ich stylu jest improwizowane działanie ze sprzętem i zabawa z technologią. Jest ono dodatkowo bardzo niepowtarzalne w przypadku wykonań granych Live.


CZŁOWIEK BAKŁAŻAN @ P23 (fot. Marcel Kaluszkiewicz)

3.30 am

Atmosfera osiągnięta przez 9×9 na końcówce występu musiała zostać umiejętnie wydłużona, byśmy mogli pozostać w nieustającej ekscytacji do wczesnych godzin rannych. To zadanie powierzone zostało młodemu dj-owi z małopolski, o wdzięcznym, nietuzinkowym aliasie CZŁOWIEK BAKŁAŻAN. Zarówno on sam jak i reprezentowany przez niego kolektyw SZOK jest rozpoznawalny już nie tylko w macierzystych klubach czy miastach. Konrad do Katowic przyjeżdża z Krakowa. Nie był to jego pierwszy występ w ‚porcelanie’. Wiele razy rezydował na tutejszym dj-booth’ie podczas imprez goszczących naprawdę wypromowane już na świecie nazwiska, takie jak na przykład: Fancuz I HATE MODELS, Brytyjka PAULA TEMPLE, czy rodzimy SEPT. Tym samym doborowe towarzystwo z minionego weekendu nie stanowiło problemu dla CZŁOWIEKA BAKŁAŻANA, znanego z umiejętnego poruszania się między stylami. Do sprawnie miksowanych podczas tej piątkowej nocy produkcji i nieustającej równej stopy dodał oldskulowe dance’owo-elektroniczne tracki kojarzące się z pierwszymi wixami czy chociażby niepowtarzalnymi marszami Loveparade, np. Falhaber – Rock The Beat (see video). Remiksowane rzecz jasna w dość niekonwencjonalnym charakterze. Razem z kilkoma zaskakującymi, klimatycznymi numerami muzyki housowej, a nawet zaskakującymi przypadkami wokalnych utworów muzyki klubowej, takich jak Nelly Furtado – Maneater. Przeniosły nas one w bezpieczną strefę kojarzoną z domem i czasami kiedy nie znaliśmy jeszcze tak dobrze mocniejszych gatunków elektroniki. Wszystkim przypomniał się okres dorastania, a to pozwoliło miękko wylądować przed chwilą kiedy nad rankiem na ulicy Porcelanowej w Katowicach muzyka ustała na dobre. Można było bezpiecznie ruszyć w stronę domu lub wybranych z końcem melanżu afterów organizowanych licznie w różnych zakątkach śląskiej aglomeracji.

Zaproponowany tej nocy przez promotorów booking, staranny wybór kolejności grania i możliwy dzięki niej rozwój muzyki proponowanej przez tych wspomnianych wcześniej, czterech panów, stworzyło spójną dźwiękową opowieść. Trwała ona całą noc i niezaburzona żadnymi zbędnymi niuansami, budowała napięcie, które pozwoliło pozostać do rana z wrażeniem, że jest tam tak wyjątkowo, jakbyśmy muzykę widzieli podwójnie.

Zorganizowana impreza udowodniła kolejny raz, że zarówno warm-up’owe, pierwsze sety jak i closing’i muszą być dobrze przemyślane, powierzone odpowiednim osobom. To co wydaje się w danej imprezie najważniejsze, czyli występ headlinera, w totalnym odosobnieniu tego co go otocza przed i po, nie zrobi tak mocnego wrażenia jakie zapewnią świadomie i z pomysłem dobrani poprzednicy i następcy. Podobnie jak temat perfekcyjnie podkreślających muzykę visual-artów, które tym razem masterowała specjalnie dla panów, VJ Lola Hanze

Chciałoby się rzec, że tak perfekcyjnie zaplanowany czas, samodzielnie prowadzi nas po danceflorze. Szacun dla Michała Piwowara, który zarządza klubem P23 oraz kolektywem SZOK.

Kolejny raz przekonuje się, że wyjeżdżając z mojej Warszawy słusznie kieruje mnie w stronę Katowic. Do zobaczenia kolejny raz w P23, oby jak najszybciej.

Warto przeczytać

Zostaw Komentarz

%d bloggers like this: