O wyjątkowości Up To Date Festival na tle innych festiwali, roli Pozdro Techno Sound System w kontekście dzisiejszych „rejwów”, planach związanych z produkcją muzyki, czy współczesnej kulturze techno. O tych, jak i o innych rzeczach porozmawialiśmy z Dtekkiem. Zapraszamy do lektury!
******************************************
Elektrowywiad #4 Dtekk
Większość przeprowadzonych z Tobą wywiadów opierała się głównie na tematyce związanej z Up To Date, co jest w pełni zrozumiałe. Nie omieszkam Cię zapytać o kilka spraw związanych z tym festiwalem, choćby przez fakt, iż tegoroczna edycja będzie już dziesiątą – jubileuszową. Tematem, który był powielany niemal w każdej rozmowie, i jest jednym z ważniejszych, są oczywiście dotacje. Od momentu zakończenia współpracy ze sponsorem tytularnym w 2014 roku sprawą priorytetową było pozyskiwanie funduszy i partnerów. Teraz – jak wiemy – festiwal posiada tych drugich, otrzymał również dotacje, chociażby ze środków z budżetu Miasta Białegostoku. Jak oceniłbyś rozmowy z miastem i partnerami, mając w pamięci trudności, z jakimi zmagaliście się na przestrzeni kilku edycji? Co stanowi problem przy tego typu rozmowach?
Temat dotacji i współpracy ze sponsorami to bardzo złożona kwestia. Duża część mojej pracy polega na zdobywaniu i obsługiwaniu funduszy samorządowych czy sponsorskich. Jest to ogromna ilość pracy i zajęć (na pewno większa niż bym sobie tego życzył). Wiele się zmieniło na przestrzeni lat na lepsze. Wysokość dotacji przyznawanej od Prezydenta Miasta Białegostoku i od Zarządu Województwa Podlaskiego jest bliższa wysokościom dotacji innych podobnych festiwali, a marki sponsorujące wydarzenia kulturalne nie patrzą już na Up To Date głównie przez pryzmat położenia geograficznego. Właśnie wdrażany jest Program Wydarzeń Kluczowych w mieście, w ramach którego liczymy na ustabilizowanie naszej sytuacji. Dziesięć lat walki o fundusze rok w rok ostro nas zjechało i przydałoby się trochę oddechu. Współpraca z samorządem i markami nie sprowadza się jedynie do przekazywania pieniędzy. Jest wiele poziomów takiej współpracy i one zaczynają odgrywać coraz większą rolę w kształcie festiwalu, w naszym przypadku szczęśliwie wygląda to coraz lepiej
Nie łatwiej byłoby znaleźć dodatkowego sponsora – tytularnego – jak miało to miejsce na początku?
Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka oczywista. Znalezienie dużego sponsora to jedno, a drugie to pytanie czy ten sponsor pasuje do festiwalu i czy nie zmieni go wizerunkowo, oczekując takich działań, które będą nam nie po drodze. Sponsor tytularny to duże możliwości, ale też dużo pracy, więc nie zawsze przekłada się to na spokój haha. Lubimy współpracę z markami, które nas rozumieją i tutaj koronnym przykładem jest Łomża Jasne Pełne. Współpraca z nimi faktycznie pozwala na rozwój festiwalu i odbywa się to w 100% poszanowaniu dla naszej części artystycznej i w pełnym zrozumieniu miękkich aspektów festiwalu.
Jak ocenisz minione 10 lat? Która odsłona najbardziej zapadła Ci w pamięci?
Trudno jest podsumować 10 lat UTDF. Pamiętaj, że festiwal to właściwie działanie, które praktycznie przejęło moje życie i niebezpiecznie zadawać jest tak otwarte pytania haha. Jak myślę sobie, o tym wszystkim to dochodzę do wniosku, że naszym największym sukcesem jest przetrwanie. Niestety, moje najwyraźniejsze wspomnienia to te związane z największym stresem i zagrożeniem wiszącym w powietrzu. Nie znaczy to, że nie było pięknych momentów i wielkiej satysfakcji z tego co robimy. Niewątpliwie jednymi z najbardziej ekscytujących edycji były ostatnia edycja wewnątrz magazynów na Węglowej (2013 rok) oraz pierwsza na Stadionie Miejskim (2016). W 2013 roku byliśmy już na tyle dobrze zorganizowani, a miejscówka na tyle dogodna, że zaaranżowaliśmy festiwal w sposób po prostu nie do powtórzenia, a line-up wciąż robiłby robotę. Pierwsza edycja na Stadionie to czas wielkiej niewiadomej i oczekiwania na to co się stanie, a potem wielkiej radości (podnieśliśmy wtedy frekwencję o ponad 20%)
Ważnym aspektem niejednokrotnie przez Ciebie wspominanym, jest ten związany z zarażaniem ludzi kulturą UTDF poprzez promocję, jak i całą otoczkę stworzoną wokół festiwalu. Nie będę Cię pytał o zmianę względem pierwszej edycji, bo domniemam, że takowa jest widoczna gołym okiem, jednak czy nie uważasz, że za mało jest takich osób jak Ty w Polsce, które w podobny sposób podejmowałyby się tego typu inicjatyw?
Cieszę, że to zauważasz. UTDF, jako ekipa, to grupa ludzi o różnych zainteresowaniach. Każdy ma różne talenty, ale zawsze zgadzaliśmy się co do tego, że lokalizacja plus line-up nie równa się dla nas festiwal. Czujemy wielką potrzebę budowania tej „otoczki” (jakkolwiek by jej nie interpretować – jako scenografii, sposobu na promocję, wydarzeń towarzyszących czy stylu komunikacji). Wraz z większą ilością wydarzeń na polskiej scenie coraz wyraźniej widać, że nowe i starsze inicjatywy rozwijają się i stawiają dodatkowe, pozamuzyczne elementy. To bardzo cieszy, a my w związku z tym, mamy większe wyzwania przed sobą. Nasz specyficzny sposób promocji wynikał też zawsze z tego, że jesteśmy z Białegostoku, a nasz budżet mocno odstaje od budżetów konkurencyjnych wydarzeń. Musieliśmy jakoś zwrócić na siebie uwagę.
Migracja międzygatunkowa to stwierdzenie, które przewija się w kontekście UTDF, i które w bardzo uczciwy sposób oddaje charakter festiwalu. W tym roku powstało nowe wydarzenie – Fest Festival – które łączy ze sobą muzykę elektroniczną, pop, czy rap. Uważasz, że potrzebne są polskiej scenie tego typu festiwale?
Szczerze mówiąc, na ten moment jestem przytłoczony ilością rodzących się festiwali i dużych eventów. Wydaje mi się, że jesteśmy o krok od przesytu. Uważam też, że porównanie nas do Fest Festiwalu jest raczej mało trafione. Może łączy nas to, że imprezy nie są monogatunkowe, ale różni na pewno skala, charakter i przede wszystkim stylistyka muzyczna. Mam wrażenie, że jesteśmy jedynym festiwalem, który od samego początku ma tak mocno określoną filozofię i genezę muzyczną swoich scen. Nie skaczemy po trendach, a rozwijamy to, co zawsze robiliśmy. Wynika to z naszych przekonań, które postawiły ten festiwal na nogi. Zmiana ich oznaczałaby utratę tego, co wypracowaliśmy. Dlatego mamy tak wierną publiczność. Nie jest to publiczność masowa, migrująca po festiwalach w poszukiwaniu swoich ulubionych artystów. Jest to w dużej mierze publiczność, która czuje, że robią to ludzie, którzy są tacy sami jak oni i szukają czegoś więcej w festiwalu muzycznym.
Nie trudno się z Tobą nie zgodzić, jednak przytaczając przykład Fest Festival, miałem w głowie wszystkie inne festiwale stricte techno/elektroniczne, których na polskim rynku jest wiele, a które wiekowo nawet nie są w połowie Waszego. Nie oszukujmy się, że zaistnieć w tej branży dzisiaj, by stworzyć coś nowego, od zera, jest o wiele łatwiej niż dekadę temu. Dlatego na bazie wyznawanej przez Ciebie filozofii myślisz, że jest szansa, by przy panujących standardach, powstał podobny/taki sam twór jak Wasz?
UTDF jest specyficznym tworem. Ciężko jest mi sobie wyobrazić, że ktoś mógłby z pełną świadomością współczesnych upodobań publiczności i uwarunkowań organizacji festiwali rozpocząć taki projekt. Nasza wizja jest jednak mocno „pod prąd”. Widać to szczególnie na przykładzie sceny „Pozdro Techno”. Niby łatwiej jest odpalać festiwal w tych czasach, ale tylko gdy robi się coś co od razu ma szansę „pyknąć”. Nie brakuje jednak pasjonatów i „wariacików” wśród ludzi kultury więc nie byłbym taki pewien co do dalszych losów sceny
Oprócz „Salonu Ambientu”, który marce UTDF towarzyszy niemal od początku istnienia, w tym roku ruszyliście z projektem „Warm Up To Date”. Po kwietniowej wizycie we Wrocławiu, w czerwcu odwiedzicie z kolei Warszawę. Czy przed samym festiwalem możemy spodziewać się kolejnej odsłony? W końcowym rozrachunku jest to projekt długofalowy, czy stworzony wyłącznie z okazji jubileuszowej edycji UTDF?
Warm Up’y pojawiły się w naszych planach dzięki współpracy ze wspomnianą ŁJP – to jest między innymi ten aspekt rozwoju, o którym wcześniej wspominałem w kontekście pracy z markami. Postanowiliśmy wykorzystać tę możliwość by odwiedzić inne miasta w większej niż dotychczas formule. Czeka nas jeszcze Warszawa 15 czerwca, a potem skupiamy się już na przygotowaniach do głównego UTDF. Co będzie w następnym roku? Zobaczymy. Wiele będzie zależeć od finansowania.
W plebiscycie „Monoludy 2018” w kategorii „Inicjatywa roku” Pozdro Techno Sound System zajęło zaszczytne – drugie – miejsce. Sam osobiście jestem wielkim fanem tego projektu, do którego zawsze miło wracam, a propos edycji z Ulicy Elektryków w Gdańsku. Pamiętam, że Twój biały gips rzucał się w oczy niemal z każdego miejsca. Wracając; czy projekt PTSS traktujesz zgoła inaczej, czy tak jak chociażby cykl imprez „Impact”, zakończy on niebawem swój żywot?
Pozdro Techno Sound System to bardzo ważny dla mnie projekt. Włożyliśmy w opracowanie i zbudowanie tego nagłośnienia w cholerę pracy. Nie jest to skończona historia. Wręcz przeciwnie – trwają kolejne prace nad ulepszeniem systemu i robimy dalsze plany na przyszłość. PTSS nie powstał dlatego, że potrzebowaliśmy nagłośnienia. Powstał dlatego, że potrzebowaliśmy wyrazić naszą frustrację, niezgodę na to, co dzieje się wokół na scenie muzycznej. Sound system jest symbolem dźwięku, a w pewnych kręgach ma większe znaczenie niż tylko źródło basu czy wysokich tonów. Kultura techno od zawsze kłębiła się wokół sound systemów stawianych w różnych przestrzeniach, a jakość dźwięku ma dla niej kluczowe znaczenie. Pewnego rodzaju filozofia odchodzi w zapomnienie, ale dzięki nawiązaniu do tych wartości (Peace Love Unity Respect) w ramach działania z PTSS możemy pokazać młodszym fanom elektroniki, że jest w niej coś więcej niż tylko „rejwy” czy „techno tuptanie”.
No właśnie, jak to jest z tym „tuptaniem”? Bolą Cię oczy jak czytasz tego typu określenia?
Boli mnie serce. Nie chcę być starym dziadem narzekającym na zachowanie młodszych ludzi, ale jednak boli, że w dużej mierze z popularyzacją techno w parze idzie płytsze postrzeganie tej kultury i muzyki samej w sobie. Dzieje się to samo co w latach 01-05 kiedy przesyt techno i jego różnych (mniej lub bardziej udanych) mutacji spowodował załamanie sceny. Dzisiejsze, najbardziej popularne gatunki techno nabrały brutalności, szybkości i (w mojej ocenie) straciły na finezji. Tak samo było wcześniej, zanim jeszcze techno na nowo eksplodowało kilka ładnych lat temu. Chciałbym, by słowo „rave” nie było używane bez świadomości tego, do czego tak naprawdę się odnosi. Dziś dla wielu osób rave = techno co jest jakąś bzdurą. Wielu rzeczy można sobie życzyć, ale kijem rzeki nie zawrócimy. Możemy jedynie dbać o to, by pewna wizja i przekonania były obecne i podtrzymywane. I z takim przekonaniem staram się być obecny na scenie.
Masz zatem własną receptę na to, by o wspomnianą wizję i przekonania dbać na tyle dobrze, żeby sformułowania jak „rejw” i „potupać” więcej się nie powtórzyły?
Tu nie chodzi o dbanie o to by się nie powtarzały. Nikomu niczego nie zabraniam, nie staram się nastawiać. Działam po prostu w zgodzie ze swoimi przekonaniami i wierzę w to, że jest więcej osób, które cenią takie podejście. Może ktoś popatrzy głębiej i zauważy, że może chodzić o coś więcej. Póki co to się sprawdza. Nie rozumiem uczestnictwa w tej kulturze opartego jedynie na eksploatacji trendów, odpalaniu wydarzeń, które są po prostu biznesem, bez autentycznego ducha… To nie dla mnie.
Porozmawiajmy chwilę o muzyce. W wywiadzie dla muno.pl z 2017 roku wspomniany został wątek stawianych przez Ciebie pierwszych kroków przy tworzeniu muzyki. Jak sprawa wygląda na chwilę obecną?
Sprawa raczej leży. Po wielu latach prób łączenia aktywności artystycznej z promotorską wciąż jestem na etapie początkowym. Dotarło do mnie w końcu, że bez wolniejszej głowy nie będę w stanie być twórczy na tyle by produkować muzykę. Na to trzeba czasu. Nie rezygnuję z tych planów, ale też nie łudzę się, że stanie się to z dnia na dzień. Trzymaj kciuki.
W trakcie audycji radiowej dla Polskiego Radia Białystok w lutym 2018 roku wspominałeś z estymą i sentymentem utwór Drexciya – „Andreaen Sand Dunes” dodając przy tym, że płynące za nim nostalgia i autentyczność trudno znaleźć w dzisiejszych produkcjach. Jako, że zarówno electro, Detroit, techno jak i ambient są bliskie Twojemu sercu jesteś w stanie wskazać współczesnych artystów, których produkcje przyprawiają Cię o podobnego typu emocje?
Drexciya jest dla mnie bardzo mocnym punktem odniesienia w świecie elektroniki. Całe rzesze artystów inspirują się ich twórczością nie bez przyczyny. Nie tylko brzmienie, ale też podwaliny filozoficzne projektu i cała otoczka byłby bardzo rozbudowane, a jednocześnie pozbawione cech „produktu”, jak wiele obecnych projektów muzycznych, które w obecnych czasach są tak mocno obecne na scenie. Moje poszukiwania muzyczne nie są wolne od pewnego rodzaju wpadek. Często ujmują mnie jakieś zjawiska muzyczne, ale po chwili urok znika i okazuje się, że „to nie to”. Jednocześnie jest wielu artystów, którzy utrzymują moje zainteresowanie od lat. Aby nie mówić o oczywistych i uznanych artystach jak np. Autechre, wspomnę chociażby o mało znanym Stojche, który mocno czerpie z tradycji Detroit swoich produkcjach (zarówno techno jak i electro) i niektóre jego utwory wybijają totalnie na tle podobnej twórczości. W rejonie ambientu mistrzem ostatnich lat jest dla mnie Abul Mogard. Można by było siedzieć i wymieniać, ale można też spojrzeć na listę bookowanych przeze mnie artystów lub po prostu posłuchać moich setów. Widać w nich mocno zarówno wpływy starej i nowej „szkoły”.
Odzwierciedlenie Twoich inspiracji i muzycznych odniesień przeniosłoby się na muzykę jaką zaczniesz (mam nadzieję) tworzyć, czy pójdziesz w innym kierunku?
Zastanawiałem się ostatnio nad tym jak wiele gatunków muzycznych mnie inspiruje i jak dużo ich gram, a do tego najbardziej znany jestem jednak z grania techno. Trochę mnie to martwi, bo chciałbym móc spełniać się w szerszym spektrum muzycznym niż tylko jeden gatunek, zarówno jako DJ, jak i producent. Grywam techno, electro, italo, ambient, nawet happy hardcore. Zagrałem również niejeden set disco czy house’owy w swoim życiu. To wszystko zmusza mnie do myślenia o dokonaniu jakiegoś wyboru. Na szczęście doszedłem do wniosku, że nie muszę nic wybierać. Będzie co będzie. Do tej pory wszystkie moje próby produkcji skupiały się na innych gatunkach niż techno.
Jeszcze do niedawna współtworzyłeś kolektyw Technosoul, który z czasem przybrał również formę wytwórni. Decyzja o zakończeniu działalności była mocno zaskakująca, jednak czy po upływie roku uważasz tę decyzję za słuszną?
Decyzja o zakończeniu działalności Technosoul nie była decyzją łatwą. Okoliczności sprawiły, że trzeba było to zrobić, dlatego trudno wyrokować co by było gdyby TS jeszcze istniało.
Jak sam zresztą stwierdziłeś: „Techno nie potrzebuje już tak silnej promocji. A może potrzebuje promocji i edukacji bardziej niż kiedykolwiek?”. Twój wkład w szerzenie i rozpowszechnianie muzyki elektronicznej nie podlega dyskusji, jednak jeśli projekt, który trwał dekadę, którego wkład we wspomnianą promocję odbijał dosyć znacząco swoje piętno na polskiej scenie, może warto pokusić się o coś wyłącznie swojego?
Z biegiem lat zmienia się perspektywa i obecność na scenie nie ogranicza się już tylko do wlewania w nią swojej energii jak najlepiej i jak najczęściej. Przy wszechobecnym zróżnicowaniu i tak szybko zachodzących zmianach trzeba tez o tej obecności myśleć w kategorii odpowiedzialności za swoją działalność, a nierzadko do głosu dochodzą też kwestie typowo życiowe. Na ten moment nie mam siły i przestrzeni by odpalać nowe projekty. Tak naprawdę, gdybym był rozsądniejszy, to by skupiłbym się jedynie na festiwalu, znacząco obniżając swoje zaangażowanie, by móc np. prowadzić bardziej znormalizowany tryb życia. Owszem, kuszące jest stawianie czegoś od nowa, szczególnie jak się ma w tym doświadczenie – wtedy właśnie głowa nie przestaje podsuwać pomysłów. Tak też jest w moim przypadku. Koniec końców wygląda to tak, że codziennie walczę o to by jednak pracować mniej, ale mądrzej, żeby się nie zajechać. Może im dłużej wytrwam, tym więcej dobrego dla sceny zrobię?
Myślę, że im dłużej wytrwasz, tym polska scena elektroniczna będzie trzymana w dobrych rękach. Na koniec miałem zadać tradycyjne pytanie o plany na przyszłość, jednak w ramach wyjątku zapytam o co innego. Zacytujesz jeden z angielskich wierszyków, których uczyłeś się na zajęciach z fonetyki w trakcie studiowania anglistyki?
Miłe to, co mówisz. Takie opinie dodają chęci do działania. Czasy moich studiów są nieco skryte za ścianą dymu – mało z nich pamiętam… a na pewno już wierszyków z fonetyki haha. Głowę miałem zajętą innymi sprawami.
Jak widać na przestrzeni lat nic się nie zmieniło. Dziękuję, Jędrzej, za rozmowę. Oby tych chęci nigdy nie zabrakło!
Dziękuję!
1 komentarz
Hi to every one, the contents present at this site are truly amazing
for people knowledge, well, keep up the good work fellows.